Cóż, zaczynam kolejną kurację z cyklu „babcine sposoby na
pryszcze”. Jestem do niej sceptycznie nastawiona, zwłaszcza, że nacieranie się
truskawkami nie przyniosło z goła żadnych efektów. Mam jedynie nadzieję, że
stosując drożdżowe maseczki moja twarz nie będzie wyglądała jeszcze gorzej, niż
obecnie. Trochę pomaga mi o tej porze roku słońce, aby wysuszać wypryski.
Szybciej się goją, ale to nie oznacza, że nie powstają kolejne. Będąc w centrum
miasta, w upale, wręcz czuję, że pory na twarzy się zamykają wraz z całym
brudem, który osiada na mojej twarzy. To paskudne, ale nie mogę przecież iść
przez miasto i wycierać twarzy chusteczkami nawilżanymi. Cała moja tapeta by
spłynęła i oczom wszystkich ludzi pokazałyby się okropne pryszcze. Wolałabym
nigdzie nie wychodzić, aby nie ryzykować takiej sytuacji. Cóż, ale czasem po
prostu muszę wyjść z domu, bo ile można wytrzymać siedząc od rana do nocy przed
kompem?
Wracając do tematu, postanowiłam zrobić sobie domowym
sposobem maseczkę z drożdży piwnych. Kupiłam takie drożdże w sklepie
ogrodniczym, a wcześniej w necie przeczytałam, że teraz wiele kosmetyków
dostępnych w drogeriach posiada w swoim składzie drożdże. Może więc ten
składnik ma jakiś magiczny wpływ na skórę człowieka?
Zrobiłam sobie maseczkę z 2 łyżek drożdży piwowarskich,
które zalałam 2 łyżkami mleka. Uzyskałam paskudną gęstą papkę, którą nałożyłam
na twarz i poczekałam aż wyschnie. Po około kwadransie zmyłam twarz ciepłą
wodą. Skóra pachniała drożdżami, choć akurat dla mnie nie jest to zbyt miły
aromat. Ale co tam! Najważniejszy ma być efekt, ale ten nie przyprawił mnie o
euforię. Z resztą, nie oczekiwałam tego. Skóra stała się jedynie trochę miększa
i to wszystko. Dopiero raz robiłam sobie taką maseczkę więc nie sądzę, żeby
rezultaty były widoczne tak szybko. Zobaczymy, co się stanie po kilku
tygodniach, o ile wcześniej nie skapituluję. Widziałam na necie, że można też
zrobić maseczkę z drożdży, zimnej wody i soku z cytryny. Tą maseczkę postaram
się też wkrótce spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz